piątek, maja 04, 2007

Foty bez komentarza...






Zdjęcia dziwne...

Coś jest chyba ze mną nie tak... Dlaczego? Sami zobaczcie?? Albo wyblakłem, albo przybieram jakieś dziwne pozy, albo okazuje się, że biust mi urósł i stanik będę musiał nosić... Normalnie – załamka...






Cechy somatyczne młodych Polaków

Jak zostanie to poniżej wykazane, młodych Polaków można poznać wszędzie. Po czym? Nie, niekoniecznie po mowie... Czasem zdarza się, że nic nie mówią – a i tak wiadomo, że to naród Polski. Niekoniecznie też po tym, że śpią w Londynie w nowych toaletach – bo „za noc płaci się tylko 20p, a na dodatek sprzatają codzinnie i włączają ogrzewanie”. Zatem po czym? Przyjrzyjmy się uważnie poniższym obrazkom.

Cecha nr 1 - niedbale opierają się na ogólnym przyjęciu... Yeah, aj am da bossss...




Cecha nr 2 - zawsze noszą ze sobą stylową torbę i przyjeżdżają najnowszymi cudami motoryzacji z najnowocześniejszym osprzętem... A na dodatek, wszędzie z uśmiechem i prawdziwą otwartością na innych ludzi...
Cecha nr 3 - jak siedzą na imprezie z laską na sobie - to nie istnieje dla nich "Przytul mnie", "Bądź dziś dla mnie dobry” itp. I potem widać tego efekty – piękny uśmiech pięknej kobiety o pięknych warunkach naturalnych, ale udawany... A jesli szczery - to jej oczy mówią wszystko o jasnosci jej umysłu...
Cecha nr 4. Zdjęcia tzw. pozowane. I co? Toż musiał się napiąć, napompować, że wygląda jak żelbetonowy kloc. A gdzie tu choć trochę inteligencji??? Czy w życiu zawsze trzeba zawsze udowadniać wszystkim, że jest się maczo???
Cecha nr 5. Zdjęcie może i niepozowane. Ale dalej... Jak Ty się chłopie ruszasz? Toż to hipopotam ma więcej gracji i subtelności!!! Pozycja na szpanującego StrongMana – na to lachona nie wyrwiesz... To już jest passe...


Jak widać, badania dowiodły, że Polaków poznamy wszędzie...

Życie jest pełne paradoksów...

No więc, od którego najlepiej będzie zacząć?? Może od klasyka – czyli Love & Marriage. Nie, nie chodzi tu o żadne więzy uświęcone, ale od Ala Bandy’ego (a w zasadzie chyba Ala Bundy’ego – ale mniejsza o to :P). Wszystko OK – ale żeby w środku miasta FERFI CIPOK ??!!??!!


Paradoks numer dwa. Co, jak co – ale po kursie 64,00 chodzić może tylko waluta kraju, którego flaga jest czerwono – biała... No bo przecież nie waluta polska...


Paradoks numer trzy. Na skutek złej dykcji wywołanej zbyt dużą ilością wina, Sean w prośbie „Take a photo of us” zrozumiał „Take a photo of ass”... I wyszło tak, jak wyszło...


Paradoks numer cztery. Rozumiem, że zejście do parteru jest przyjemne – ale, za przeproszeniem, „czy was wszystkich po****ło?!?!”




Że o paradoksie pięć nie wspomnę. Ten pan chyba powinien pamiętać, że gdy obraca kobietę do góry nogami i trzyma ją w powietrzu, to zdecydowanie przyjemniej, gdy ta kobieta jest z przodu, a nie z tyłu... Ale widać – pomroczność jasna...

czwartek, maja 03, 2007

Budapeszt 2007

Nie wiem z czego to wynika, ale kwiecień 2007 bardzo obfituje w wyjazdy. Po Wilnie i Gdowie, czas przyszedł na Węgry - czyli Budapeszt i Debrecen :)

Pomysł wyjazdu raczej był spontaniczny - natomiast parę elementów można było przewidzieć już w chwili podejmowania decyzji :) Pierwszy taki - to zmienność opinii i porad wydawanych w PKP :) Sprawdź to na własnej skórze - chyba nie ma możliwości uzyskania porady/informacji o tej samej treści więcej niż 1 (słownie: jeden :P) raz...

Budapeszt bardzo mi się podobał - a to naprawdę dobrze świadczy o tym mieście. Rzekłbym nawet, że jako stare miasto podobał mi się najbardziej ze wszystkich dotąd widzianych. Jeden istotny minus, to fakt, że ciągle coś tam śmierdziało. I to nie tylko w miejscach, gdzie nocowali bezdomni...

Sam pobyt pod względem towarzysko - rozrywkowym również bardzo adorable. Kolejny raz sprawdza się teoria, że rum z Lidla (Captain Cook) to naprawde dobry towar za przystępną cenę... Poza tym - miejscowe browary o dziwnych nazwach też dały się jakoś konsumować :P

Ciekawym doświadczeniem była konsumpcja miejscowego wina. Szczególnie pytanie "Dlaczego nei pijesz - przecież tu jest tak tanio...." dobiło mnie całkowicie (odwrotnie do wrażenia co do włosów Agnieszki :P) - ale za to połączenie wina z piłkarzykami było niezapomnianym doświadczeniem. Poza tym - po raz kolejny sprawdza się kultowe już powiedzenie: "Trzeba mieć fantazję, Dziadku..."

26 kwietnia-1 maja 2007


So let’s start Japanizing...

Najbrzydsza istota na świecie – czyli Kłapouchy w wersji extreme




Zdjęcie grupowe


W kształcie tego języka ja widzę tylko sex – zero złośliwości...


Pracuj, pracuj, a garb Ci sam urosnie



Oj, a co tu się stanęło???

Cała noc spawania rowerków, zero makijage'u - i proszę...



A tu autor... Jak widać, jemu nocne spawanie rowerków też nie służy... Przynajmniej trzeźwość umysłu pozostała... :P

Gdów 2007

Po Wilnie przyszedł i czas na integrację w ramach KM. Biznesowy savoir-vivre, a jednocześnie bardzo wiele okazji do zacieśnienia więzów w ramach zespołów (a także pomiędzy członkami różnych zespołów) :)

Szkolenie bardzo udane, a i wiedza na pewno będzie przydatna. Wieczorna impreza - hmm - no nieopowiedziany kawał o chomiku był dobry - ale alkomat i TB śmigający bez koszulki - tutaj dopiero można było poznać prawdziwą naturę poszczególnych osób :P


20/21 kwietnia 2007


Widać, że zabawa jest przednia



Cóż za zaciekawienie rozmową...


Ekipa KM

Wilno 2007

Pierwsza okazja spojrzeć na Europę od wschodu zakończona. Wydaje się, że bardzo owocna... nie tylko miałem możliwość poznania parę ciekawych osób, ale też - miejmy nadzieję - będzie możliwośśże znajomości. A juz najlepszą częścią był - zjazd rodzinny - czyli Kasia, Karolina i Marcin S. :D


Co do wrażeń dotyczących Wilna - moim zdaniem opinie są lekko przesadzone. Wilno jest ładnym miastem - natomiast po usłyszeniu takich superlatyw spodziewałem się o wiele więcej. Z drugeij strony - miast naprawdę ładne :) Pewnie na moją opinię wpływa ma fakt, że za długo mieszkam już KRK - i wszelkiego rodzaju zabytki, kamienice i wybrukowane ulice niezbyt na mnie wrażenie robią... :)

11-16 kwietnia 2007r. (lub, gdyby być dokładnym - 12-13 kwietnia)


„Najciekawsza” część wyjazdu – czyli nothing is certain in life but "death because of taxes..."



Wesoła ekipa UJ - autor, prof. A. S, M.W., dalej dwa rzędy, czyli W.S z K.S przed nim, z prawej - klasyk L.M. oraz J.B. :)



M.S. i A.D (;ub jeśli ktoś woli – A.D. i M.S) - czyli nie tylko UJ trzyma się razem :)



Po szaleństwach przyszedł czas na wyznanie grzechów – a że koleżanki z UW czyste nie były, trzeba było wspomóc dwie bliźnie...



Autor z nowo nabytą siostrą na tle Uniwersytetu Wileńskiego


Autor jako p.o. dziekana WPiA Uniwersytetu Wileńskiego