czwartek, maja 03, 2007

Budapeszt 2007

Nie wiem z czego to wynika, ale kwiecień 2007 bardzo obfituje w wyjazdy. Po Wilnie i Gdowie, czas przyszedł na Węgry - czyli Budapeszt i Debrecen :)

Pomysł wyjazdu raczej był spontaniczny - natomiast parę elementów można było przewidzieć już w chwili podejmowania decyzji :) Pierwszy taki - to zmienność opinii i porad wydawanych w PKP :) Sprawdź to na własnej skórze - chyba nie ma możliwości uzyskania porady/informacji o tej samej treści więcej niż 1 (słownie: jeden :P) raz...

Budapeszt bardzo mi się podobał - a to naprawdę dobrze świadczy o tym mieście. Rzekłbym nawet, że jako stare miasto podobał mi się najbardziej ze wszystkich dotąd widzianych. Jeden istotny minus, to fakt, że ciągle coś tam śmierdziało. I to nie tylko w miejscach, gdzie nocowali bezdomni...

Sam pobyt pod względem towarzysko - rozrywkowym również bardzo adorable. Kolejny raz sprawdza się teoria, że rum z Lidla (Captain Cook) to naprawde dobry towar za przystępną cenę... Poza tym - miejscowe browary o dziwnych nazwach też dały się jakoś konsumować :P

Ciekawym doświadczeniem była konsumpcja miejscowego wina. Szczególnie pytanie "Dlaczego nei pijesz - przecież tu jest tak tanio...." dobiło mnie całkowicie (odwrotnie do wrażenia co do włosów Agnieszki :P) - ale za to połączenie wina z piłkarzykami było niezapomnianym doświadczeniem. Poza tym - po raz kolejny sprawdza się kultowe już powiedzenie: "Trzeba mieć fantazję, Dziadku..."

26 kwietnia-1 maja 2007


So let’s start Japanizing...

Najbrzydsza istota na świecie – czyli Kłapouchy w wersji extreme




Zdjęcie grupowe


W kształcie tego języka ja widzę tylko sex – zero złośliwości...


Pracuj, pracuj, a garb Ci sam urosnie



Oj, a co tu się stanęło???

Cała noc spawania rowerków, zero makijage'u - i proszę...



A tu autor... Jak widać, jemu nocne spawanie rowerków też nie służy... Przynajmniej trzeźwość umysłu pozostała... :P

0 komentarze: