wtorek, maja 20, 2008

Firmowy piknik majowy

Kolejna relacja zdjęciowa - tym razem firmowy piknik majowy (tym razem w maju, bo w zeszłym roku piknik majowy – tak dla odmiany – w czerwcu był :P)

Na początek zacznę od spraw całkowicie oczywistych – czyli first things first. Przedstawiam Hanię – wg mnie absolutną miss majówki.

 

Hania nie ma jeszcze nawet dwóch lat – ale na majówce zasuwała, jak persching. Wszędzie jej było pełno – a już szczególnie na zjeżdżalni (o czym za chwilę :P). Czy to z tatą, czy bez taty – wszędzie się pojawiała :) a zjeżdżała jak taka malutka kukiełka :) jestem urzeczony :)

Na pikniku – jak to na pikniku – się je, się pije, się bawi. O pierwszym i drugim wspominać nie będę (szkoda słów – i tak nie oddam wszystkiego takim, jakie było) – ale o grach jak najbardziej. Zacznijmy od JENGE – czyli troszkę bardziej uporządkowanej i bardziej trójwymiarowej wersji bierek :P

stoi sobie wieża z klocków ułożonych na krzyż warstwami – celem jest wyciąganie klocków z dołu i układanie ich na górze. I tak bez końca – aż wszystko dupnie – i wtedy po sprawie :P Niemniej – przy powadze ruchów jak w szachach, emocje wprowadza jak w paintballu :)

 

 

 

 

 

Dalej był zamek. Taki wielki, dmuchany, kolorowy. Dodatkowo z pięciometrową zjeżdżalnią. Podobno miała być to atrakcja dla dzieci... Podobno... (własnych zdjęć nie umieszczam :P)

 

 

 

 

 

 

 

W międzyczasie pojawił się mały darcik powieszony na drzewie...

 

no i oczywiście siatkówka - gdzie jak widać - czasem zasmiewalismy się do lez...

 

 

 

Poza tym niezłą zabawą było dmuchanie balonów...

 

 

a po tak intensywnie odegranym dniu, jedyną rzeczą, na którą było mnie (choć jak widać, nie tylko mnie :P) stać, było złączenie się wielkim różowym hulahopem i tzw. astronawigacja (przez pewną osobę spłycona do „pozycji dentystycznej” :P)

 

m.

PS: jak widać na powyższych obrazkach – prawnicy to też ludzie – i też „umiom” się bawić :)

niedziela, maja 18, 2008

Francuska biurokracja poległa...

Jestem genialny! A w zasadzie niekoniecznie wyłącznie ja – ale ja i Paulina Ł. razem z Beatką C. :D O co chodzi? O to, że w końcu udało mi się wydębić z francuskiego banku moje własne pieniądze – i to nie jadąc nawet do tegoż banku :) i to po 3 miesiącach od mojego wyjazdu z Paryża! A kasa niemała – bo 52 EUR (co prawda po obecnym kursie to jakaś kpina wychodzi – ale cóż) – niemniej liczy się skuteczność :) Osoby wspomagające – czyli Paulina i Beata (tutaj majstersztyk – zastraszyć bank pięciokrotnym przesłaniem jednego faksu :P) – mają u mnie browara :) w dowolnym uzgodnionym terminie :)

m.