piątek, grudnia 14, 2007

Znowu troszkę nieskromnie o własnej osobie :)

Tym razem trochę o mnie, ale z perspektywy zawodowej. Polecam lekturę wyroku ostatniej sprawy Google Inc. we Francji. Otóż, nasz szanowny Google przegrał. I to sromotnie. Więcej szczegółów w notce nad treścią wyroku. Refleksja w sprawie pozostaje smutna – czasy, kiedy na Kazaa można było ściągać absolutnie wszystko i bez konsekwencji odeszły bezpowrotnie... :-(

A czemu nieskromnie?? Bo tłumaczenie mojego autorstwa. Nie jest wybitne, ale pierwszy raz tłumaczyłem coś tak długiego i w takim (!!!) języku. Bo we francuskim nie ma „on line” – jest „en ligne”. Nie ma service provider, jest „prestateur d’hebeurgement”. To masakra jest jakaś... :)

M.

środa, grudnia 12, 2007

No stary jestem...

Nie ma co - 23 lata to bardzo poważny wiek... Stary jestem i tyle.

M.

niedziela, grudnia 09, 2007

Niedziela - krótka, a jednocześnie długa...

W niedziele dzień był dość krótki... Zanim udało się zwlec z łóżka, zanim śniadanie, zanim to, zanim tamto, to tak zeszło. Potem wyprawa na Pere Lachaise, czyli najsłynniejszy paryski cmentarz. Foty – jak każdy widzi...




... niewiele, bo dwóch osłów, mając 8 (słownie: osiem) baterii do dyspozycji, nie naładowało żadnej. Ale nic to.

Potem sushi.



Chyba powinienem w naszej Wasabi dostać jakąś zniżkę z uwagi na ilość przyprowadzanych tam ludzi.

Dzień skończył się dość wcześnie – a cezurą będzie tutaj chyba kolacja. Potem kolejna wyprawa na Parna... przepraszam, Montmartre :P



Droga była długa, ale za to ciekawa. Po drodze czekało nas parę dziwnych sytuacji, jak np. zatarasowanie naszego zaułku.





Po dojściu na wzgórze...


...parę razy cyknęliśmy...




... po czym w trakcie powrotu nawet aparat stwierdził, że byliśmy już bardzo niewyraźni i rozmazani.



M.

sobota, grudnia 08, 2007

Wigilia w PANie

W sobote rano, w jednym z pokoi, w trakcie cosobotniej inspekcji, udało nam się sfotografować taki oto arsenał...


W zasadzie cały dzień minął na przygotowaniach do Wigilii w PANie. Pracowali wszyscy – no, powiedzmy, prawie wszyscy. Niektórzy gotowali...


... inni służyli jako służby outsourcingowe wykonując czarną robotę...


... a inni jeszcze w ogóle nic nie robili – udając że przygotowują... :P




W ogóle, niektóre stroje wprawiały wszystkich w bardzo świąteczną atmosferą (see da teeshirt!!!)...


W ogóle, w ciągu ostatniej godziny robota naprawdę zaczęła palić się w rękach...





... a niektórym sprawiała też niekłamaną przyjemność.


Zresztą – rezultaty też przeszły najśmielsze oczekiwania największych optymistów :)



W ogóle, cały event był niezły – i nawet kolędy leciały. Co prawda, albo takie z wrzuty.pl (profanacja do potęgi entej), albo takie śpiewane przez BSB (dla niewiedzących – tak tak – BackStreet Boys – tutaj no comment) – ale były.



A na sam koniec ujawniła się piękna cecha charakteru naszych PANowskich kobiet (ponoć w genach to mają...), co wywołało normalne zachowanie mężczyzn. Osohozi?? Panie w tle, Panowie na pierwszym planie...


A na sam koniec niektórym to w ogóle zebrało się na jakieś strasznie poważne rozmowy...



m.

I jeszcze parę wigilijnych fotek - bez komentarza :)









piątek, grudnia 07, 2007

Piątek, czyli Luwr troszkę inaczej.

W piątek nie było aż tak deszczowo, toteż i Tuilieries wyglądały bardzo miło.


Oczywiście, jak już Tuilieries, to od razu Pont des Arts.



Po obiedzie Panteon...


... a na sam koniec wąskie uliczki i strusie w centrum Paryża (?!?!?!?).



Na sam koniec wycieczka do Luwru, gdzie oczywiście obowiązkowo Wenus...



... no a potem, Luwr w dziwnych pozycjach...





Jesteśmy nienormalni, tak, obaj dobrze to wiemy :P

m.