czwartek, listopada 12, 2009

Człowiek. Tylko czy aż?

Czas znowu trochę popisać – bo blog to nie perz, nie urośnie sam :) akurat siedzę sobie – zapewne po raz ostatni w tym roku – na włościach, kaloryfer grzeje, za oknem śnieg wali jak w Rocky IV (ten na Syberii) – a ja pod kocykiem, na włochatej skórze z owcy, na pięterku, na moim ulubionym łóżku klik klik klik – stukam w komputer :) obok browarek – nie za zimny, nie za ciepły – ot, taki chłodny jesienny wieczór. Jeszcze brakuje kominka i wesoło skaczących iskierek :)

Anyway – coś miałem napisać. Nawet ostatnio mi się sporo tematów zebrało, żeby popisać – ale jakoś tak zawsze jest coś do roboty. A to praca, a to obiad, a to TV (po raz pierwszy na stałe od 6 lat – ale abonentu nie mam zamiaru płacić :P) – i mija czas jak z bicza strzelił. No ale...

Jednym z tematów, który ostatnio dość mocno mnie poruszył, szczególnie w kontekście 1 listopada – to śmierć Jana Wejcherta. Może nie poruszyła mnie jakoś dogłębnie jego strata (bo poza tym, że wiedziałem kim jest, to niewiele więcej :P), ale poruszyły mnie wszystkie te komentarze po jego śmierci. Był obrzydliwie bogaty, ale jednocześnie nie spotkałem nigdzie ani pół komentarza dotyczącego jego bogactw. Owszem, mówili wszyscy o tym, że się dzielił, że mógł realizować swoje plany, że pomagał. Jednocześnie wszyscy mówią o nim jako o „założycielu koncernu ITI”, a nie jako „3 na liście najbogatszych Polaków”. Nikt nie mówi o jakichkolwiek jego nieczystych zagraniach w biznesie (a pewnie takie były, choć oczywiście nic o tym nie wiem), o tym że coś zrobił złego. I to wśród swoich – gdzie plota goni plotę, afera aferę, a każdy tylko patrzy, żeby komuś dopieprzyć. Wiem, że o zmarłych nie należy mówić niedobrze. Ale w tym przypadku wszyscy zupełnie odrywają od niego jego role społeczne, codzienne maski i funkcje, i widzą w nim tylko człowieka. Tylko, a może i aż.

m.

PS: wpis ot tak, na dobry początek. Pewnie trochę melancholijny, żeby pokazać niektórym, że też taki potrafię być :P