W czwartek troszkę się rozpadało. A ponoć Mikołaj bywa łaskawy... Na szczęście, były takie schrony, jak Centre Pompidou, skąd północny Paryż nawet w deszcze prezentował się atrakcyjnie.
Wieczorem przebieżka po mieście (a w lafąfą Tshirty ze znaczkiem krokodyla kosztują 150 eur) i spacerek w kierunku punktu widokowego na Trocadero...
Potem pod wieżę...
... gdzie Bordeaux, rocznik bieżący („wciąż”) smakował jak najlepsze wino na świecie, a my z okazji Mikołaja „waliliśmy z koranu” i stawaliśmy się fotoamatorami.
Tam też erha „pozdrawiał znajomych. Na naszej klasie ma najwięcej”. Przy okazji, pobijał rekordy grubości warstwy ubrań, tudzież chciał sobie uczynić z Champs de Mars paryski wybieg mody...
A tego wieczoru na Polach Marsowych było jasno jak w dzień.
m.
czwartek, grudnia 06, 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz