Ze sporym opóźnienie – ale w końcu udało się :) w ogóle – ostatnimi dniami śpię po 10h i mam wrażenie, że każde 10 min wyrwane mi z objęć morfeusza oznaczałoby dla mnie tragedię… więc chodzę spać o 23, a wstaję o 9…
Ale wracając do relacji… Jak już pisałem – sobotni poranek był naprawdę ciężkim przeżyciem. Szczególnie dla mnie. I to wcale nie chodzi o zakupy z Gosią :P, ale najzwyczajniej w świecie o stan ducha. A po piątkowej imprezie w stylu włoskim było z moich duchem naprawdę krucho.
No więc – najpierw śniadanie, na które w piątkową noc zarządziłem po 3 parówki dla każdego (jak już nieraz mówiłem – po pijaku nie pytajcie się mnie o nic – ani jak Wy jesteście po pijaku, ani jak ja :P). Co prawda na raty razem z niedzielnym śniadaniem – ale daliśmy radę :) potem paintball – ale najpierw trzeba było tam dojechać. Niby prosta sprawa – ale padł pomysł pojechania tam samochodem. Dalej ok. – przy czym było nas 6 osób.., No więc wymyśliliśmy (a w zasadzie to ja – oczywiście znowu po pijaku:P) takie rozwiązanie…
.JPG)
.JPG)
Paintball był niezły – w starej opuszczonej szkole (wyglądała jak kędzierzyńska jedenastka), piwnia, parter i pierwsze piętro. Po ostrzeżeniach bardziej zaprawionych w boju ubrałem się (a w zasadzie to wszyscy) jak na sybir – żeby mniej bolało kulką. No więc – dostawałem za każdym razem – i ani znaku nie miałem na sobie. Co prawda ja tam mocno gruboskórny jestem – a i odzieży na mnie było sporo – ale absolutnie zero bólu. To już pistolety na plastikowe żółte kulki (jak one się nazywały…?) strzelają mocniej. :) ale najważniejsze to to, że nasza wyprawa była najzwyczajniej w świecie klasycznym eventem teambuildingowym (cudna nowomowa:P) – co widać na załączonym obrazku
.JPG)
.JPG)
.JPG)
Zresztą – co do paintballu – spójrzcie, jak się dumnie prezentowałem :P normalnie – zdjęcie paszportowe :P
.JPG)
Po paintballu były piłkarzyki – i to była zabawa (przynajmniej dla niektórych) wcale niezgorsza niż paintball
.JPG)
.JPG)
Przed naszą CzernoTeamową imprezą dokonaliśmy jeszcze pewnej małej przeprowadzki, porobiliśmy foty na balkonie wieżowca z widokiem na centrum – i skonsumowaliśmy spaghetti ze słodki sosem bolońskim (takie rzeczy tylko w biedronce :P).
.JPG)
.JPG)
.JPG)
.JPG)
.JPG)
Poza tym Gosia musiała oczywiscie zaczepić biednego pieska o wyglądzie Davida Bowie (oczywiście o oczy chodzi :P)
.JPG)
a już w drodze powrotnej na nasze rykowisko odbyła się wieśniacka próba odsłuchania całej muzy z komóry Pauliny :P
.JPG)
No i nastał wieczór – a wraz z nim oczywiście obowiązkowo grill. Poza tym – jako, że impreza zapowiadana była jako opóźnione urodziny Zuzy (choć jubilatka sobie o tej deklaracji zapomniała :P – na szczęście my nie zapomnieliśmy :)) – więc oczywiście było chóralne odśpiewanie stolat i obowiązkowy torcik z tyloma świeczkami, ile ukończonych latek (tudzież – jak to powiedziała pewna Królowa Lodów :P – tyle świeczek, ile było w pudełku).
.JPG)
.JPG)
Potem impreza, na której działy się cuda. Krzysio lał po własnych rękach, po czym zrobił się czerwony jak burak
.JPG)
.JPG)
Mariusz co prawda po rękach nie lał ani sobie, ani Krzysiowi – ale jak zobaczył kolor purpury u Krzysia na twarzy – to z zazdrości zbielał jak papier.
.JPG)
Nasz zębograjek (zwany też później Synem Mokotowa:P) zaczął już nawet habilitację – mając ledwo inżyniera skończonego.
.JPG)
Dowiedzieliśmy się też wtedy o odstępstwach od normy w języku kaszubskim – a także omówiliśmy dogłębnie kwestie relacji pomiędzy różnymi kulturami (interracial matters). Część osób nie konsumowała żadnych używek – co też i widać na fotach :P
.JPG)
A na sam koniec Krzyś się obraził, że nie pozwolono mu iść posprzątać ogrodu :P
.JPG)
.JPG)
Piątek był już dniem całkiem spokojnym – jak zwykle grzecznie pożegnaliśmy się i na rozstaju dróg ruszyliśmy każdy w swoją stronę
.JPG)
m.
PS: A już na sam koniec – oczywiście nie odmówię sobie wskazania przykładu, że istnieją jeszcze na tym świecie kobiety idealne. Nie dość, że ładne, mądre, inteligentne – to jeszcze znają porządek tego świata i wiedzą, że ich miejsce jest…