Tak sobie właśnie myślę, że od czasu powrotu do naszych domów z cudnego weekendu, to wszyscy nie robią nic innego, tylko na niniejszym blogu siedzą. Pod postem z naszymi fotami jest już 9 komentarzy (fakt,3 moje:P), pod innymi też się coś co chwila zbiera… Boję się, że zaprzestanie aktywnościna niniejszym blogu może dla niektórych oznaczać jakąś poważną tragedię życiową :P
Anyway – zobowiązuję się, że nie :) w najbliższym czasie zakupuje telefon z aparatem zainstalowanym oprogramowaniem do publikowania fot i wpisów na blogu – więc stanę się takim ponieką tvMJ_24 :P
m.
PS: A na zakończenie powiem jeszcze, że piosenku o Misiu z AA, czyli takim lamandowskim polucjancie :P wcale nie przydarzyła się całkowicie przypadkowo :) Otóż – spójrzcie, o czym wszyscy rozmawiali poprzedniego wieczoru w trakcie, gdy ja z Adamem śpiewaliśmy ważne słowa „tam przyjaciół kilku mam, od lat, dla nich zawsze śpiewam, dla nich gram”…
[dla osób, które nie słyszą rozmów w tle, polecam wejście na jutjuba, na mój profil, gdzie można znaleźć transkrypcje niektórych szumów… :D]
czwartek, lipca 31, 2008
wtorek, lipca 29, 2008
Biały Miś by Czerny Team feat. Rek Family
Popisowy numer wyjazdu do Kartuz. Pozostawię absolutnie bez komentarza - na dole dopiszę jedynie słowa dla tych, którzy nie znają dobrze, a chcą spiewać :P
Biały miś dla dziewczyny z AA
którą kocham i kochać będę wciąż
Lecz dziewczyna jest już z innym z AA
tararara tarara tarara
Hej dziewczyno z AA, spójrz na misia z AA...
On przypomni, przypomni chłopca Ci (tarararararara)
Nieszczęsliwego-oooo, białego misia z AA...
...który w oczach ma tylko mokre sny.
m.
Biały miś dla dziewczyny z AA
którą kocham i kochać będę wciąż
Lecz dziewczyna jest już z innym z AA
tararara tarara tarara
Hej dziewczyno z AA, spójrz na misia z AA...
On przypomni, przypomni chłopca Ci (tarararararara)
Nieszczęsliwego-oooo, białego misia z AA...
...który w oczach ma tylko mokre sny.
m.
poniedziałek, lipca 28, 2008
Fajne masz cycki, czyli Gosia i Paulina ze spamu (enlarge your penis)
[foty doleciały]
Chyba bez sensu pisać, ze był to kolejny zjazd naszej klasy z Lamande (Czerny Team) - bo takie zjazdy to sie odbywają co 5 lat max - a u nas wychodzi co 3 tygodnie :-P co najwyżej skład się rozszerza, bo zaczęliśmy w lutym w iście spartańskich warunkach na krakowskich szantach w składzie Gosia, Paulina i ja, rozrastaliśmy się o Krzysia last time in Buczkowice (plus pauliszonowa Julija, która bardzo dobrze się do nas dopasowała), żeby tym razem dołączyli do nas Zuza, Adam i Wojtek.
no wiec, wyjazd do Krzysia do Kartuz, nad morze, na weekend i w ogóle... I tyle słowem wstępu.
Ja osobiście zacząłem przygodę juz w czwartek o 17, gdy skierowałem sie w kierunku Łodzi. W Łodzi spotkanie z A., która jak zwykle upiła młodszego od siebie :-P (btw, ciekawe, czy jeszcze czyta bloga... :-).
W międzyczasie niezła akcja w pociągu do Łodzi. Otóż, jechałem w przedziale z dwoma ciałami pedagogicznymi, które to zrobiły sobie ze mnie obiekt żartów. Najpierw, po prośbie ze strony PKP o wypełnienie ankiety nt. jazdy pociągiem i moim skromnym pytaniu "czym mam pisać" usłyszałem, ze student rozpoczął weekend, to i piórnik w domu został... A to zazwyczaj ja jestem złośliwy :-P Nie minęła godzina, a przy próbie okazania mojej sympatii i chęci poczęstowania jednej z Pań gumą do żucia ("chce Panie może gumę?") usłyszałem odpowiedź "dziękuję, rano brałam pigułki"... Ewidentnie byłem molestowany (a nawet nie zdjęcie sobie sprawy, jak mi z tym dobrze było :-P).
Kolejnym etapem była wizyta w Helu na Helu u Iwisia (welcome to Hel). Zostałem przepłynięty motorówką (choć biorąc pod uwagę prędkość i czas w ślizgu powinienem raczej powiedzieć, że zostałem nią prawie :-P), poopalałem się (i był ze mnie taki piękny różowy prosiaczek...), wypiłem piwko (oczywiście niejedno), zjadłem stek z rekina i wędzoną rybę maślaną (czyi tradycyjne rybki z polskiego wybrzeża Bałtyku) i tramwajem wodnym (tram bay, czyli tramwaj zatokowy :-P) popłynąłem nach Danzig. No i 28h zleciało.
Dla pełni obrazu wyjazdu part I dodam, że w drodze z Łodzi do Sopotu (gdzie pocałowałem klamkę tramwaju wodnego i przeszedłem się wzdłuż deptaku koło Krzywego Domku) spotkałem ekipę jadącą na przysięgę do Torunia. Piwko wypiliśmy, pogadaliśmy i ja zasnąłem, a oni zniknęli (mam nadzieję, że wysiedli w tym swoim Toruniu)...
No więc dojechaliśmy do gdańska, zaprezentowałem wszystkim swoją osobę towarzyszącą, odwirtualniłem (urealniłem) Wojtka i zebraliśmy się w nocną podróż do Kartuz. Za kierownicą naszego Eurofoods'owego wehikułu…
…przez cały czas dzielnie walczył Krzysio…
…za co wielkie yo - bo przecież chłopak musiał na trzeźwo przez sporą ilość czasu z nami wytrzymywać :-P
No ale dojechaliśmy w końcu do 120% KArtuz I zasiedliśmy w kuchni.
I tak się zaczęło rozdawanie prezentów – z czego najcenniejszy – oryginalna koszulka reprezentacji czernyteam’u
pierwszy wieczór to oczywiście czas kontemplacji (tudzież kontemplowania lub kontemplucia - jak kto woli :-P)…
… śpiewów bardziej lub mniej chóralnych i takie tam różne dziwne rzeczy :-P
no i jedna z sytuacji, która odcisnęła największe piętno na całym wyjeździe. Czas - ok. 4 30 nad ranem w sobotę. Miejsce: sypialnia rodziców Krzysia. Osoby uczestniczące: Krzyś, Paulina, Adam i ja. Okoliczności: wszyscy po trudach długiej podróży, lekko zachrypnięci śpiewami i ogólnie weseli lub jeszcze bardziej przymroczeni.
Raczej zbieramy się spać.
Akcja właściwa: Paulina, kontemplując reprezentacyjną koszulkę Krzysia, obejmuje go i się przytula.
I to było zbyt wiele dla biednego Krzysia, który działając pod wpływem impulsu niesiony prawdopodobnie potrzebą komplementowania Pauliny, a z drugiej strony alkoholowym przypływem szczerości wypalił "Paulina, ale Ty masz fajne cycki". Ma gość cojones :-D
Kartuzy day2 to ciężka pobudka…
…obowiązkowe śniadanie na dworze (swoją drogą, tak się teraz zastanawiam, jak długo przetrwa ta świecka tradycja)…
…i :)
Oczywiście nieodłączna wycieczka po Kartuzach oraz na festynie.
Do mnie przykleila sie Gosia :P
a do Pauliny wiatraczek i Pan Pszczelarz :P
z innych cudów przyrody - w Kartuzach swiadczą usługi kosmeryczne... :)
Poza tym byliśmy w dość ukrytej knajpce, gdzie pani zrobiła mi takiego loda, że zaczęło kapać po ok. 5 sekundach... :-D
potem kajaczki i różne takie tam, czyli opalanie się, ochlapywanie się
oraz moczenie w wodzie,
a nawet zdobywanie praktyki jako holownik
oraz pchacz
(bo akurat w zakresie pchania kajaka funkcja pchacza była dla mnie zupełnie nowym przeżyciem).
Oczywiście obowiązkowo seria zdjęć na molo vel wybiegu
oraz w okolicach :)
Potem obowiązkowo grill
…impreza z rodziną Krzysia…
…no i ostra jazda bez trzymanki w Image, czyli Kartuzy najtlajf. W klubie była obowiązkowa umbrella z dedykacją od Gosi i Pauliny ze spamu (z PANu oczywiście, natomiast didżej wyraźnie ogłuchł, więc pewnie skojarzyło mu się z ofertami wzmocnienia męskości...) i wynoszenie Pauliny z klubu nogami do przodu :-D
i tak to zleciało... Niedziela to zasadniczo walka z własnymi słabościami, czyli zebranie się, spakowanie i dotarcie do auta... Potem plaża włącznie z zażyciem kąpieli no i ostatnie chwile relaksu. A potem sobie pojechałem, więc o reszcie niech piszą inni (btw, bardzo chętnie opublikuję kontrrelacje, a nawet zrobię macierz, żeby je porównać :-D).
Przeboje muzyczne to przede wszystkim powrót do lat chyba 80-tych - franek kimono i rzecz o zawłaszczaniu w motoryzacji... :-P
poza tym na uwagę zasługuje z pewnością "jak anioła głos" (i cytat z niego "w pustej szklance pomarańcze to dobytek mój" LOL), Biały Miś i parę kawałków w gitarowym wykonaniu chłopaków z Czerny Team z numerami 308 na koszulkach :-P
oczywiście wielkie yo dla Krzysia i jego familii (takie zbiorowe, bo dziękowanie każdemu oznaczałoby ni mniej ni więcej jak 2 dni i kilogram tabaki - toż przecież połowa Kartuz to rodzina Krzysia :-P). No i wstępna data kolejnej imprezy to ostatni weekend września - tym razem hostem będzie Zuza, czyli nasza Sztuka :-P
m.
Ps: w ramach peesa dodam też, że ostatni raz w polskim morzu kąpałem się jeszcze w liceum. A okazuje się, że podróż nad morze z królewskiego Krakowa wcale nie musi być taka droga i dramatyczna. Otóż, rozwiązanie to pociąg IC. Gdy na dworze było 40 stopni (a przynajmniej tak twierdził pociągowy termometr), ja siedziałem sobie wygodnie w klimatyzowanych 21 stopniach i czułem się, cytując klasyka Jamesa ch., jak członek establishmentu). Podłączyłem się do siedzeniowego kontaktu, odpaliłem ładowarkę i mojego kancelaryjnego naleśnika i napisałem całą powyższą relację. Fakt - znam milsze sposoby spędzenia 8h - niemniej nie prowadzą one do pluskania się wśród fal... I tyle :-) a poza tym, to kolejne postanowienie - od czasu do czasu będę sobie jeździł nad morze. A co!
Subskrybuj:
Posty (Atom)