...z samego ranka wyruszyliśmy. Po drodze „zrzuta na chleb w Intermarche’u”...
i dojechaliśmy :) Nas troje :), tj.
Olka
Benek…
i moja skromna osoba :)
Obadaliśmy wiatr, żagle i wszelkie inne elementy istotne dla żeglarza – i w drogę!
Robota była dość ciężka – zresztą po to właśnie przyjechaliśmy
Pamiętajmy jednak – żeglarze to ludzie stworzeni do porządku – nawet przy największych przechyłach i najgroźniejszych chwilach „ordnung muss sein!” :)
Nawet w trakcie najcięższych prac ubranym trzeba było być po uszy...
...choć czasem słońce wyzierało spoza chmur :)
Jako, że był to wyjazd wypoczynkowy – to i na mały piknik sobie pozwoliliśmy...
…choć Benek i tak co chwilę (w przerwach pomiędzy udawaniem makaka:P) dojadał “jakieś swoje zdrowe kombinacje :P
No dobra – chwilami można było wypocząć…
strzelić focha...
pomedytować...
czy sprawdzić telefon (już tutaj widać, że za wysoki na bom omegi - a zatem przywital się z nim :P).
I tak dwa dni (przez drugi dzień balowalismy sami z Aleksandra - jako, że Benek niby pracę mag. pisał) sobie mijały. W okolicach 17 30 wypakowywaliśmy się…
zapakowaliśmy na prom… (spójrz na moją opaleniznę :P)
gdzie spotkaliśmy grupę traperów…
A wszyscy Ci, którzy nie mogli, nie chcieli, byli zajęci albo mieli jakąkolwiek inną wymówkę, żeby nie jechać, oczywiście niech żałują :P
Poza super funem w postaci niezłego „zapieprzania” :)
widoki, które udało nam się uchwycić, były naprawdę wart dwóch dni poza miastem J Have a look...
m.