Tym razem trochę o mnie, ale z perspektywy zawodowej. Polecam lekturę wyroku ostatniej sprawy Google Inc. we Francji. Otóż, nasz szanowny Google przegrał. I to sromotnie. Więcej szczegółów w notce nad treścią wyroku. Refleksja w sprawie pozostaje smutna – czasy, kiedy na Kazaa można było ściągać absolutnie wszystko i bez konsekwencji odeszły bezpowrotnie... :-(
A czemu nieskromnie?? Bo tłumaczenie mojego autorstwa. Nie jest wybitne, ale pierwszy raz tłumaczyłem coś tak długiego i w takim (!!!) języku. Bo we francuskim nie ma „on line” – jest „en ligne”. Nie ma service provider, jest „prestateur d’hebeurgement”. To masakra jest jakaś... :)
M.
piątek, grudnia 14, 2007
środa, grudnia 12, 2007
niedziela, grudnia 09, 2007
Niedziela - krótka, a jednocześnie długa...
W niedziele dzień był dość krótki... Zanim udało się zwlec z łóżka, zanim śniadanie, zanim to, zanim tamto, to tak zeszło. Potem wyprawa na Pere Lachaise, czyli najsłynniejszy paryski cmentarz. Foty – jak każdy widzi...
... niewiele, bo dwóch osłów, mając 8 (słownie: osiem) baterii do dyspozycji, nie naładowało żadnej. Ale nic to.
Potem sushi.
Chyba powinienem w naszej Wasabi dostać jakąś zniżkę z uwagi na ilość przyprowadzanych tam ludzi.
Dzień skończył się dość wcześnie – a cezurą będzie tutaj chyba kolacja. Potem kolejna wyprawa na Parna... przepraszam, Montmartre :P
Droga była długa, ale za to ciekawa. Po drodze czekało nas parę dziwnych sytuacji, jak np. zatarasowanie naszego zaułku.
Po dojściu na wzgórze...
...parę razy cyknęliśmy...
... po czym w trakcie powrotu nawet aparat stwierdził, że byliśmy już bardzo niewyraźni i rozmazani.
M.
... niewiele, bo dwóch osłów, mając 8 (słownie: osiem) baterii do dyspozycji, nie naładowało żadnej. Ale nic to.
Potem sushi.
Chyba powinienem w naszej Wasabi dostać jakąś zniżkę z uwagi na ilość przyprowadzanych tam ludzi.
Dzień skończył się dość wcześnie – a cezurą będzie tutaj chyba kolacja. Potem kolejna wyprawa na Parna... przepraszam, Montmartre :P
Droga była długa, ale za to ciekawa. Po drodze czekało nas parę dziwnych sytuacji, jak np. zatarasowanie naszego zaułku.
Po dojściu na wzgórze...
...parę razy cyknęliśmy...
... po czym w trakcie powrotu nawet aparat stwierdził, że byliśmy już bardzo niewyraźni i rozmazani.
M.
sobota, grudnia 08, 2007
Wigilia w PANie
W sobote rano, w jednym z pokoi, w trakcie cosobotniej inspekcji, udało nam się sfotografować taki oto arsenał...
W zasadzie cały dzień minął na przygotowaniach do Wigilii w PANie. Pracowali wszyscy – no, powiedzmy, prawie wszyscy. Niektórzy gotowali...
... inni służyli jako służby outsourcingowe wykonując czarną robotę...
... a inni jeszcze w ogóle nic nie robili – udając że przygotowują... :P
W ogóle, niektóre stroje wprawiały wszystkich w bardzo świąteczną atmosferą (see da teeshirt!!!)...
W ogóle, w ciągu ostatniej godziny robota naprawdę zaczęła palić się w rękach...
... a niektórym sprawiała też niekłamaną przyjemność.
Zresztą – rezultaty też przeszły najśmielsze oczekiwania największych optymistów :)
W ogóle, cały event był niezły – i nawet kolędy leciały. Co prawda, albo takie z wrzuty.pl (profanacja do potęgi entej), albo takie śpiewane przez BSB (dla niewiedzących – tak tak – BackStreet Boys – tutaj no comment) – ale były.
A na sam koniec ujawniła się piękna cecha charakteru naszych PANowskich kobiet (ponoć w genach to mają...), co wywołało normalne zachowanie mężczyzn. Osohozi?? Panie w tle, Panowie na pierwszym planie...
A na sam koniec niektórym to w ogóle zebrało się na jakieś strasznie poważne rozmowy...
m.
W zasadzie cały dzień minął na przygotowaniach do Wigilii w PANie. Pracowali wszyscy – no, powiedzmy, prawie wszyscy. Niektórzy gotowali...
... inni służyli jako służby outsourcingowe wykonując czarną robotę...
... a inni jeszcze w ogóle nic nie robili – udając że przygotowują... :P
W ogóle, niektóre stroje wprawiały wszystkich w bardzo świąteczną atmosferą (see da teeshirt!!!)...
W ogóle, w ciągu ostatniej godziny robota naprawdę zaczęła palić się w rękach...
... a niektórym sprawiała też niekłamaną przyjemność.
Zresztą – rezultaty też przeszły najśmielsze oczekiwania największych optymistów :)
W ogóle, cały event był niezły – i nawet kolędy leciały. Co prawda, albo takie z wrzuty.pl (profanacja do potęgi entej), albo takie śpiewane przez BSB (dla niewiedzących – tak tak – BackStreet Boys – tutaj no comment) – ale były.
A na sam koniec ujawniła się piękna cecha charakteru naszych PANowskich kobiet (ponoć w genach to mają...), co wywołało normalne zachowanie mężczyzn. Osohozi?? Panie w tle, Panowie na pierwszym planie...
A na sam koniec niektórym to w ogóle zebrało się na jakieś strasznie poważne rozmowy...
m.
piątek, grudnia 07, 2007
Piątek, czyli Luwr troszkę inaczej.
W piątek nie było aż tak deszczowo, toteż i Tuilieries wyglądały bardzo miło.
Oczywiście, jak już Tuilieries, to od razu Pont des Arts.
Po obiedzie Panteon...
... a na sam koniec wąskie uliczki i strusie w centrum Paryża (?!?!?!?).
Na sam koniec wycieczka do Luwru, gdzie oczywiście obowiązkowo Wenus...
... no a potem, Luwr w dziwnych pozycjach...
Jesteśmy nienormalni, tak, obaj dobrze to wiemy :P
m.
Oczywiście, jak już Tuilieries, to od razu Pont des Arts.
Po obiedzie Panteon...
... a na sam koniec wąskie uliczki i strusie w centrum Paryża (?!?!?!?).
Na sam koniec wycieczka do Luwru, gdzie oczywiście obowiązkowo Wenus...
... no a potem, Luwr w dziwnych pozycjach...
Jesteśmy nienormalni, tak, obaj dobrze to wiemy :P
m.
Subskrybuj:
Posty (Atom)