W niedziele dzień był dość krótki... Zanim udało się zwlec z łóżka, zanim śniadanie, zanim to, zanim tamto, to tak zeszło. Potem wyprawa na Pere Lachaise, czyli najsłynniejszy paryski cmentarz. Foty – jak każdy widzi...
... niewiele, bo dwóch osłów, mając 8 (słownie: osiem) baterii do dyspozycji, nie naładowało żadnej. Ale nic to.
Potem sushi.
Chyba powinienem w naszej Wasabi dostać jakąś zniżkę z uwagi na ilość przyprowadzanych tam ludzi.
Dzień skończył się dość wcześnie – a cezurą będzie tutaj chyba kolacja. Potem kolejna wyprawa na Parna... przepraszam, Montmartre :P
Droga była długa, ale za to ciekawa. Po drodze czekało nas parę dziwnych sytuacji, jak np. zatarasowanie naszego zaułku.
Po dojściu na wzgórze...
...parę razy cyknęliśmy...
... po czym w trakcie powrotu nawet aparat stwierdził, że byliśmy już bardzo niewyraźni i rozmazani.
M.
niedziela, grudnia 09, 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz