Najpierw była wizyta w katakumbach – czyli podziemnych korytarzach z kości.



Śmierdziało dość mocno, aczkolwiek dobrze zobaczyć, jak bardzo inwestuje się tutaj w turystykę i atrakcje dla przyjezdnych.
Tego samego dni udaliśmy się na wspólny posiłek (nota bene, poza deserem był dość ohydny...) do Paryskiej stołówki studenckiej.
Potem – wizyta w paryskim China Town. Nadzieje były wielkie – ale ponownie – mocno przereklamowane. Owszem, sklepy i wiele napisów po chińsku, sporo żółtych na ulicach – ale jednak żeby nazywać to „Małym Pekinem” – to już przesada. Od reszty Paryża najmocniej odróżniało się to wyłącznie zapachami (z jednej strony stary olej, z drugiej – przyprawy...) i dość ciekawymi budynkami.



W innych częściach miasta jednak takie budynki są raczej niespotykane. Pomimo, że wyglądają bardzo socjalistycznie – poza zapachami to właśnie te wieżowce z betonu najbardziej mi się podobały (może dlatego, że wyglądały tak swojsko, nowohucko :P).

Na sam koniec spacerek po Paryżu...


Poszukiwania Hotel Lambert (nie znaleźliśmy; wielki minus dla Polski, że nie jest robione nic, żeby spopularyzować go)
Wieczorem impreza. Nie byle jaka – bo naprawdę byli wszyscy (poza jedną chorowitą Panią o głosie Himmilsbacha :P). Oj – była jazda! Tańce śpiewy, zdjęcia rozwodowe i kwity na prawie każdego :) A potem wielkie sprzątania – i zdjęcie bez komentarza :P

Przy okazji – udało mi się też spotkać z koleżanką Katarzyną K. I zaliczyć karuzelę na Place de la Concorde (zdjęcia później...).
Przechodząc do niedzieli – ciężki dzień :D Poza tym – wybory. Mobilizacja olbrzymia itp. Zobaczymy – co ta mobilizacja przyniesie.
W tygodniu generalnie odpoczywaliśmy. Naprawdę chwila odpoczynku się przydała. NA szczęście przyszedł weekend i w końcu można było trochę wypocząć. Niestety – mobilizacja była dość słaba – bo z całej PANowskiej ekipy stałych uczestników spotkania pod wieżą

było 2 (włączając w to mnie). No nic – liczymy oczywiście liczymy, że towarzystwo się rozkręci.
No i tak nam płynie czas. Motywy przewodnie:
„Jezus Jezus Jezus – Alleluja”
oraz
„Pewnie nie wiesz, ale mam to po komunie”, czyli „tej tej – same chore słowa, po których puchnie głowa”.

M.
0 komentarze:
Prześlij komentarz