Sprzeciwiliśmy się amerykanizacji kultury polskiej – stąd brak dyni – ale i tak zabawa była iście szampańska! Zresztą – jakże mogłaby ona nie być taka – skoro Muscador (jak wszyscy wiedzą – marka, której jestem w PANie ambasadorem :)) lał się strumieniami. Poza ekipą PANowską – dołączyło do nas parę osób – Małgorzata z Jakubem oraz Agnieszka z Antonisem. Po połączeniu sił – rozpoczęliśmy wyprawę :)
Najpierw wzdłuż Avenue de Clichy – czyli obok Moulin Rouge...

... i dzielnicy czerwonych latarni.

Tym razem poszczęściło mi się – i to znacznie. W jaki sposób? To spójrzcie, jakiego lachona wyrwałem :)
Potem Sacre Coeur. Nietykalność cielesna dziennikarzy jest przez mnie respektowana, ale w przypadku jednej takiej małej paparazza pozwoliłem sobie zrobić wyjątek :)

Zresztą – nieźle mi się potem oberwało. Nawet zdjęcie wyszło mocno niewyraźne...

Publikację reszty zdjęć sobie odpuszczę. Ze względów różnych. Część osób w trakcie wyprawy mocno nadużywała języka (winni wiedzą, o co chodzi :P), inni troszkę nadużyli gościny. Niemniej – wszystko dobrze, co się dobrze kończy :)
M.
0 komentarze:
Prześlij komentarz