Nie wiem z czego to wynika, ale kwiecień 2007 bardzo obfituje w wyjazdy. Po Wilnie i Gdowie, czas przyszedł na Węgry - czyli Budapeszt i Debrecen :)
Pomysł wyjazdu raczej był spontaniczny - natomiast parę elementów można było przewidzieć już w chwili podejmowania decyzji :) Pierwszy taki - to zmienność opinii i porad wydawanych w PKP :) Sprawdź to na własnej skórze - chyba nie ma możliwości uzyskania porady/informacji o tej samej treści więcej niż 1 (słownie: jeden :P) raz...
Budapeszt bardzo mi się podobał - a to naprawdę dobrze świadczy o tym mieście. Rzekłbym nawet, że jako stare miasto podobał mi się najbardziej ze wszystkich dotąd widzianych. Jeden istotny minus, to fakt, że ciągle coś tam śmierdziało. I to nie tylko w miejscach, gdzie nocowali bezdomni...
Sam pobyt pod względem towarzysko - rozrywkowym również bardzo adorable. Kolejny raz sprawdza się teoria, że rum z Lidla (Captain Cook) to naprawde dobry towar za przystępną cenę... Poza tym - miejscowe browary o dziwnych nazwach też dały się jakoś konsumować :P
Pomysł wyjazdu raczej był spontaniczny - natomiast parę elementów można było przewidzieć już w chwili podejmowania decyzji :) Pierwszy taki - to zmienność opinii i porad wydawanych w PKP :) Sprawdź to na własnej skórze - chyba nie ma możliwości uzyskania porady/informacji o tej samej treści więcej niż 1 (słownie: jeden :P) raz...
Budapeszt bardzo mi się podobał - a to naprawdę dobrze świadczy o tym mieście. Rzekłbym nawet, że jako stare miasto podobał mi się najbardziej ze wszystkich dotąd widzianych. Jeden istotny minus, to fakt, że ciągle coś tam śmierdziało. I to nie tylko w miejscach, gdzie nocowali bezdomni...
Sam pobyt pod względem towarzysko - rozrywkowym również bardzo adorable. Kolejny raz sprawdza się teoria, że rum z Lidla (Captain Cook) to naprawde dobry towar za przystępną cenę... Poza tym - miejscowe browary o dziwnych nazwach też dały się jakoś konsumować :P
Ciekawym doświadczeniem była konsumpcja miejscowego wina. Szczególnie pytanie "Dlaczego nei pijesz - przecież tu jest tak tanio...." dobiło mnie całkowicie (odwrotnie do wrażenia co do włosów Agnieszki :P) - ale za to połączenie wina z piłkarzykami było niezapomnianym doświadczeniem. Poza tym - po raz kolejny sprawdza się kultowe już powiedzenie: "Trzeba mieć fantazję, Dziadku..."
26 kwietnia-1 maja 2007
26 kwietnia-1 maja 2007
So let’s start Japanizing...
Najbrzydsza istota na świecie – czyli Kłapouchy w wersji extreme
Zdjęcie grupowe
W kształcie tego języka ja widzę tylko sex – zero złośliwości...
Pracuj, pracuj, a garb Ci sam urosnie
Oj, a co tu się stanęło???
Cała noc spawania rowerków, zero makijage'u - i proszę...
A tu autor... Jak widać, jemu nocne spawanie rowerków też nie służy... Przynajmniej trzeźwość umysłu pozostała... :P
0 komentarze:
Prześlij komentarz