niedziela, czerwca 14, 2009

Czy można rozmawiać w środkach komunikacji publicznej???

Ludzie dojeżdżający - rozmowy przez telefon w pociągu
Już po raz kolejny zastanawiam się nad tym, czy w obecnych czasach – jak jedzie się z kimś w pociągu – to czy można między sobą normalnie rozmawiać o czymkolwiek, czy też należałoby jednak powstrzymać się od rozmów i uszanować potrzebę ciszy innych ludzi. I – ewentualna wariacja tego – czy można rozmawiać przez telefon?

Ja mam osobiście takie zapatrywanie na to, że można. W chwili obecnej ludzie tak wiele czasu bezproduktywnie spędzają w środkach komunikacji wszelakiej, że normalna rozmowa nie powinna nikomu przeszkadzać. Zgodnie z zasadą – chcesz spokoju – wynajmij własny przedział albo jedź samochodem. Przeciwne rozwiązanie oznaczałoby, że dojdziemy do absurdu – i niedługo nie będzie można odpakowywać niczego z folii (bo szeleści), zapinać suwaka (bo głośno), czy chodzić po pociągu (bo buty skrzypią). Dobijają mnie ludzie, którzy jeżdżą raz w roku autobusem, tramwajem czy pociągiem (szczególnie Ci z pociągu są boscy) – i żądają dopasowania się całego świata do nich. Bo jak oni jeździli kiedyś, to „kto by to pomyślał, żeby z kimś rozmawiać???!!! Miała być cisza – i ewentualnie można sobie książkę poczytać albo gazetę”. Świat chyba poszedł jednak do przodu, i nie bardzo można sprzeciwiać się temu, że używanie telefonu w miejscach publicznych jest obecnie normalne.

Tak, wiem, że niby dlaczego tacy niedzielni podróżnicy mają dostosowywać się do większości (chodziło o „Sunday commuters :P” – nie miałem lepszego pomysłu na tłumaczenie :P)??? Może dlatego, że to nie oni ustalają zasady podróżowania i tworzą pewne zwyczaje w tym zakresie? Jakoś nikt spośród rzeszy dojeżdżających – w godzinach zwyczajnych dojazdów – nie ma problemu, że jego współpasażerowie rozmawiają ze sobą, umawiają spotkania i lunche czy gadają z sekretarką nt. ich rozkładu dnia...

A może należałoby po raz kolejny zastosować świat równoległych rzeczywistości??? Pierwsza – świat dojeżdżających – niemal wszystkie chwyty dozwolone. I drugi – świat reszty – siedzimy w ciszy i co najwyżej czytamy książkę albo „Panią Domu” czy „Dobre Rady”. Jakkolwiek kolejna schizofrenia obecnych czasów – to rozwiązanie to wydaje mi się jak najbardziej rozsądne. Problem tylko w tym, że zazwyczaj larum podnoszą Ci „inni”, niedzielni – którzy trafią pośród dojeżdżaczy.... I oni nie rozumieją, że w tym pociągu, w pierwszej klasie, to normalne, że każdy pracuje... Bo oni żądają, żeby była cisza...

m.
PS: tekst pisany z pociągu – jak się pewnie domyślacie – po kolejnej awanturze o drugą rozmowę telefoniczną w ciągu ostatniej godziny...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nie widze innej opcji, niemozliwe byloby narzucic ludziom w pociagu totalna cisze, bo niektorym rozmowy przeszkadzaja. Ci wtedy rownie dobrze mogliby narzekac, ze na ulicy ludzie glosno rozmawiaja, w sklepie czy w tramwaju. Ale na szczescie moga sobie o tym wszystkim ino pomarzyc. Z drugiej str w towarzystwie wspolpasazerow czlek przecietnie wychowany powinien wiedziec, ze przesadnie glosna rozmowa, darcie mordy w smiechu (tak, ze slychac go na Batignollach) czy muza w sluchawkach slyszalna na caly wagon sa zdeczka nie na miejscu. Zreszta jednemu glosno rozmawiajacemu inny glosno rozmawiajacy tez bedzie przeszkadzal.. (Inna sprawa to pospiechy - taa, niektorzy nimi jezdza;) - gdzie pokonanie nog 7 osob zeby spod okna wyjsc na korytarz w celu przegadania waznych kwestii graniczy z cudem. Ale od jazdy pospiechem z definicji nie warto oczekiwac czegokolwiek).

Co do rownoleglych rzeczywistosci, to jezdem przeciw. Ludzie powinni umiec zyc ze soba w zgodzie i przede wszystkim w tolerancji, a nie dzielic sie, bo cos im nie pasuje. Najwazniejsze w tym jest jednak przyjecie podstawowych norm dobrego wychowania. I to chyba jest najtrudniejsze. A w razie konfliktu zawsze mozna komus kulturalnie przy***dolic:)

P.

Anonimowy pisze...

A z innej beczki - MJu proponuje (stanowczo) walnac uroczystego posta, bo dzis podniosly dzien - 60. uro naszych narodowych Duck'ow. Z mojej strony jedyne, na co mnie stac, to zalaczyc urocza fote dwoch kaczek odzianych w Konon style:

http://fakty.interia.pl/galerie/polska/urodziny-kaczynskich/zdjecie/duze,1051151,19,269

Swoja droga, take patrioty, a w tureckich swetrach chodza!

erha pisze...

rozwiazaniem z zalozenia dobrym jest w pociagach w UK tzw. Quiet Zone w ktorym to nie mozna przez telefon, nie mozna na glos za duzo niczego i to wszystko co zdrowy rozsadek podpowiada. problem w tym ,ze za quiet zone nie sa pobierane zadne oplaty. bo jesli przechodzi konduktor to faktycznie - uciszy osoby lamiace zasady quiet zone, ale gdy tylko zniknie za drzwiami halas wraca. na pewno jest ciszej niz w zwyklych wagonach, ale nie jest idealnie (szczegolnie gdy zasadzi sie dama z noworodem tlumaczac,ze gdzie indziej juz nie ma miejsc). jakby oplaty byly dodatkowe (niekoniecznie duze) bylaby wymowka zeby przegonic takich przypadkowych cycow ktorzy robia najwiecej balaganu. bo jesli juz ktos rezerwuje miejsce z wyprzedzeniem i zaznacza opcje 'quiet zone' to raczej liczy na cisze (taki rh np coby family guy'a w spokoju na sluchawach (duzych, wyciszonych) pocisnac) :P to te ludziki ktore dosiadaja sie na zasadzie 'nie chce mi sie isc dalej w pociag szukajac miejsca to tu se siadne i porobie halasu' sa najgorsze.
nawiazujac do Twego klopotu, Ty siadalbys w normalnym wagonie i mial 100% prawa do rozmowy mowiac 'a to jest quiet zone? oh, chyba nie.'
i po klopocie.
P.S. 'oh' jest opcjonalne :D