niedziela, lutego 15, 2009

Bajka o szukaniu sprawiedliwości, czyli mało oglądania, a dużo czytania.

Tym razem krótka bajka o tym, czym się zajmuję w pracy. Wybaczcie uproszczenia i brak szczegółów – ale opowieść sama z siebie jest ciekawa, morał jeszcze ciekawszy – a dane nikomu nie są potrzebne. W końcu – muszę chronić zarówno informacje dotyczące stron, jak i co do tego, o co chodziło. Ale ogólny motyw i dialogi uniwersalne i ponadczasowe :)

Był sobie Pan X, któremu Pan Y zrobił bardzo źle (lub – inaczej - nie zrobił mu dobrze :P). Pan X zdenerwował się na Pana Y – postraszył mailami i paroma anonimowymi telefonami. Anonimowymi o tyle, że Pan Y z kontekstu wiedział, któż to dzwoni. A że Pan Y twardzielem był, toteż olał Pana X, jego telefony, maile etc. Tzn. może nie do końca olał – ale zupełnie się nimi nie przejął. W każdym razie – Pan X. usłyszał, że jest sobie taki jeden sąd polubowny – i że tam można wszystko załatwić tanio, szybko i skutecznie. Jako cywilizowany człowiek napisał więc do tego sądu maila w stylu: „ja jestem dobry człowiek, Y jest bardzo zły, Y zrobił mi wielkie skurw****ństwo – pomóżcie”. Sąd do niego – ale daj jakieś dowody, napisz po ludzku, o co Ci chodzi, wnieś odpowiednią opłatę – i wtedy my to wyślemy do arbitra, który rozstrzygnie, czy rzeczywiście Y jest świnią.

X był człowiekiem dość dziwnym. Dał jakiemuś mało znającemu się prawnikowi do napisania pismo do sądu, sam napisał, co się dokładnie wydarzyło (żeby było taniej), wysłał jakieś tam kwity (część zupełnie od czapy – jakby losowo wybrane z dokumentacji firmy). O opłacie oczywiście zapomniał (a przynajmniej domniemujemy, że zapomniał, przecież jest to człek uczciwy).

Wysłał do sądu po 5 miesiącach od odpowiedzi sądu, co powinien zrobić. Po trzech dniach z mordą do sądu, dlaczego sprawa jeszcze nie rozstrzygnięta??? Przecież miało być szybko, tanio i skutecznie. Oczywiście sąd odpisał, że w zasadzie, to nie bardzo wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi, nie zapłacił opłaty i w ogóle – fajnie byłoby, gdyby przynajmniej napisał, co chciałby od Pana Y. I jak X napisze to wszystko i wpłaci kasę, to sąd odezwie się do Pana Y – i będzie rozprawa. X odpowiedź z sądu odebrał – i na 3 miesiące zapadł się pod ziemię.

Po tychże trzech miesiącach X – jakby wyrwany ze snu zimowego – że on oczywiście chce Y z torbami posłać, że dał prawnikowi pismo do przeczytania – i prawnik mówi, że tak ma być. Że wszystko jest dobrze. I że wpłacił pieniądze.

No to sąd (sekretarz sądu) stwierdził, że nie ma się co kopać z koniem. Skoro Pan X wie lepiej, że jest dobrze, tak jak jest – to dał sprawę arbitrowi do rozstrzygnięcia.

Arbiter dostał wszystkie kwity, przeczytał z uwagą z 5 razy, przejrzał dowody, rozdziawił paszczę i wybełkotał: „A f zasacie, Panie iks, to oso Panu hozi??”. Zapytał raz – Pan X nic. No więc arbiter napisał jeszcze raz – że jak Pan X nie odpowie mu, czego on dokładnie chce, to arbiter rozstrzygnie wg tego, co dostał.

Zgadnijcie, Pan X odpowiedział, czy kolejny sen zimowy mu się trafił?? Tak, zgadliście, przepadł jak kamień w wodę. A że arbitra wiążą pewne zasady postępowania (regulamin rozstrzygania spraw, zobowiązania wobec sprawiedliwości – i ogólnie ślepej temidy – toteż rozstrzygnął). I powiedział salomonowo, że

„w zasadzie, to może i Pan X ma rację, a Pan Y jest ogólnie bandytą i to skurw***ństwo Panu X zrobił. Ale kwitów przesłanych sądowi to ta nieuczciwość za cholerę nie wynika. Co więcej, Pan X twierdzi, że jest właścicielem telewizora (było trochę inaczej, ale przyjmijmy, że chodzi o telewizor) – i że Y mu ten telewizor zabrał. Tylko, że jako dowodem, że X jest właścicielem telewizora jest umowa sprzedaży kabla i anteny do tegoż właśnie sprzętu. Więc skoro sąd nie wie, czy X właścicielem tego telewizora był, to jak może zabrać ten telewizor Panu Y i oddać go X? Przecież każdy może kupić sobie antenę i kabel i twierdzić, że jest właścicielem spornego telewizora”.


Mądry arbiter wyrok przesłał do sądu (sekretariatu), do Pana X i do Pana Y. Jako, że wszystkie terminy do zaskarżania, wnioskowania i bóg wie czego jeszcze minęły – arbiter o sprawie zapomniał. Nie minęło 5 miesięcy – a tu co?? A tu skrzywdzony Pan X pisze:

„Orzeczenie które otrzymaliśmy zawiera tak dużą ilość błędów merytorycznych, faktograficznych, błędnych analiz i zwykłego bajania, że nie możemy uznać czegoś takiego, za stan faktyczny, czyli prawdę oczywistą”.


Morał wyciągnijcie sami :) W końcu każdy ma prawo do własnej wersji „prawdy oczywistej” – oczywiście opartej na faktach autentycznych :)

m.

0 komentarze: