niedziela, stycznia 11, 2009

Sylwester 2008 (part 1)

Być może niewiele osób zdaje sobie z tego sprawy, ale zwracam uwagę, że to już jest uzależnienie! Nie żadne stadium przejściowe – najzwyklejsze w świecie uzależnienie. Tak jak można się uzależnić od papierosów, alkoholu, se... (ile osób pomyślało „sexu”? mi oczywiście o seriale chodziło :P) – tak i można się uzależnić od internetu. A skoro od internetu – to i od mojego bloga. Skąd o tym wiem? Bo od 4 dni jestem dzień w dzień molestowany o relację z sylwestra i pobytu czernyteamu, berlinek i przyjaciół. Co więcej – poza jednym Prząxem – o wpis molestują mnie osoby, które na sylwestrze były (a przynajmniej ja mam je na zdjęciach). Ale cóż – może i mają inną motywację – w końcu nie z każdej imprezy pamięta się wszystko – a wypadałoby wiedzieć, co się robiło... :P

No ale dobra – niech Wam będzie – znajcie moje dobre serce – opowiem Wam co się działo. Oczywiście wszystkie opisy są jak najbardziej obiektywne i odpowiadające prawdzie :) a jak komuś prawda jest niewygodna – może wyrazić swoje żale w komentarzach :)

Najpierw może jednak napiszę, o czym nie będzie... Nie będzie – bo niestety nie ma fot – opisu zakupów... A to naprawdę wielka szkoda, że takie wydarzenie się zmarnowało. I już nawet niekoniecznie chodzi o ilości nabytych dóbr konsumpcyjnych (dwa wielkie wózki w Carrefourze plus pomniejsze zakupy w sklepach w okolicy) – ale sposób ich przeprowadzania. Wobec braku czasu – totalny spontan, który był najlepszym przykładem, dlaczego każde zakupy spożywcze powyżej 50 PLN powinny być przemyślane dwa dni wcześniej, powinna być lista etc. A tak – marketingowcy (tudzież, jak wskazuje Word – „marketing owcy” :P) odnieśli olbrzymi sukces... No ale – na szczęście niczego nie zabrakło... A to co zostało – na następnych imprezach zostanie zużyte :)

No ale – jako, że o zakupach nie będzie – to napiszmy najpierw o tym, co było :) było duuużo ludzi (chałupa za mojej kadencji jeszcze tylu nie widziała) – z czego bardzo się cieszę. Przyjechali już dzień wcześniej – i okazało się, że brak urlopu na sylwestra nakazał mi spędzenie dnia w pracy w stanie niezdatnym do pracy umysłowej. Na szczęście – wiedza tym razem była mi potrzebna tylko do przeniesienia do innej części firmy – jako, że była przeprowadzka. Było ciężko, ale dałem rady...

Dlaczego było ciężko? Ano dlatego, że po ciężkich świętach i równie ciężkiej podróży wszystkim zaschło w gardle. Z drugiej strony – po przyjeździe wszystkim było bardzo zimno (nie rozumiem, mnie tam było ok :P). No więc trzeba było się rozgrzać. A że najlepsze na rozgrzanie jest zimne piwko


– no to sobie „posiedzieliśmy” :) najpierw w salonie – potem – jako, że zimno było – w pokoju.


Judi (ochrzczona Jasonem :P) położyła się spać, po długiej podróży położył się koło niej Krzyś – no a my sobie siedzieliśmy i sprawdzaliśmy, czy tylko śpią :)


Czasem zdarzały się dłuższe przemówienia gospodarza...


...których goście z zapartym tchem słuchali :)


W międzyczasie odkryto moje imperium żab :)


Oraz przeczytano moje prezenty gwiazdkowe o Jeży Jerzym :)


Jak prawdziwy gospodarza – zająłem się choć trochę didżejowaniem...


...choć wcześniej – przy większej trzeźwości – didżejem był DJ Palisander, zwany w Krakowie od czasu do czasu fallusem :))


W pewnym momencie udało mi się dostąpić etapu wodzireja/yja...


...a nawet gitarowego grajka


(choć jak trzymać gitarę już nie wiedziałem :P)
– i tak zrobiła się 5 30...


(obrazek by ERHA co prawda z innej pory – ale jasność o tej porze była porównywalna. Ponoć... :P)

No więc położyłem wszystkich spać


, nadmuchałem materac, porządziłem jeszcze trochę...


...i umarłem :)

I tyle o presylvianie (kolejny presylvian z kolegą erha).
Cdn.

m.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

buhahaha DJ Palisander vel Srogi Wyraz :D No PedoeR sie nabawil ksywy godnej ;pp Parzi