środa, października 01, 2008

Mowa potoczna Warszawiaków

Niby stolica, niby centrum Polski, niby sami wykształceni, światowi ludzie – a jednak wieśniaki :P bez obrazy – ale jednak nie mogłem się powstrzymać :) dlaczego? Oczywiście wszystko sprowadzam do poziomu języka (choć pewnie Zuza miałaby na to na pewno jakieś fachowe wytłumaczenie) – czyli pokaż mi swoją mowę codzienną, a powiem Ci jakim jesteś człowiekiem :) sam z pewnością mówią w sposób istotnie niepoprawny – ale chyba jednak nie przeginam (no, może poza mówienie „Se” i „żeśmy” :P – ale to tylko po pracy :)).

Po pierwsze – nazwa jednej ze stacji warszawskiego metra i dość znanego placu w Warszawie. Plac Wilsona , który nazwę swą wziął od prezydenta USA z czasów pierwszej wojny światowej – Woodrowa Wilsona (czyt. łudroła łilsona; lol, hardocre :P). no i jak ów nazwę wymawiają warszawiacy (łącznie ze spikerem z metra – przynajmniej w nieodległej przeszłości – bo ostatnio nie jeździłem). Plac Wilsona – czytany po polsku. No jakiś koszmar. To tak, jakby zatwardziałemu bawarskiemu Niemcowi dać do przeczytania romantyczne sonety Petrarki w oryginale. Absolutna masakra!

Po drugie – kolejny raz odwołanie do przystanku – bo tylko w komunikacji miejskiej mogę poznać prawdziwy, nie skażony etykietą język. Przystanek tramwajowy o wdzięcznej nazwie „Hala Wola”. Nie to, że jest to jakaś absolutnie fantazyjna – absolutnie nie. Zwyczajnie – koło przystanku znajduje się dość spory obiekt handlowy (hala), który tak się właśnie zowie. I teraz krótki cytat z podsłuchanej (choć może raczej zasłyszanej, bo nie miałem celu podsłuchiwania) rozmowy telefonicznej pewnej pani. „W tramwaju. [słucha]. Wiesz co, właśnie jestem na HalaWola, więc za jakieś 20 min.” Czyż nie słodko? Takie wieśniactwo do kwadratu :)

m.

PS: mam nadzieję, że za inwektywy w postaci wieśniactwa nie obrażą się na mnie rodowici Warszawiacy – z Synem Mokotowa na czele :P

0 komentarze: