Jak pisał poeta, „wielkość ludzi nie jest oceniana wielkością ich samych, ale ich przyjaciół”. No, to jestem wielki! :)
Erha w Wichita (że o Wielkim Londonie nie wspomnę ), Prząx najpierw w Paryżu, a teraz w Manchesterze, Gosia w Paryżu – nie dość, żem wielki, to jeszcze absolutnie światowy. A już najlepszym dowodem na moją światowość i wielkość była dzisiejsza rozmowa telefoniczna. W skrócie przebiegała tak:
- Cześć!
- Dzieńdobry!
- Słuchaj, bo jestem właśnie w Simplu i szukam Muscadora. Możesz mi pomóc i powiedzieć, w którym miejscu stoi?
- ale każdy Simpl jest inny…
- ale ja jestem w Simplu na Clichy…
- aaa – no to ostatnia alejak przed kasami – po lewej stronie
- stoję tyłem do kas, naprzeciwko mnie jest piwo – gdzie mam iść
- idź do następnego rzędu…
- no tu są wina, ale same jakieś Bordeaux, a muscadora nie ma…
- obejrzyj się do tyłu – wśród szampanów – leży koło filara po stronie napoi, po jego prawej…
- MAAAAAM, JEEEEST…
Przyznacie, że urocze ??
m.
środa, września 17, 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarze:
ojj MJu, ja mysle ze ta rozmowa swiadczy chyba jednak o czyms delikatnie innym :P
sam jesteś pijak :P
nooo, Ty bys tam z Lamande z zamknietymi oczetami zaszedl:)
P.
zamknięte, niezamknięte - na węch na pewno bym trafił :D
Taa, bo pod simplem zawsze staly polskie żule:)))
P.
:) A najlepsze jest to, że ja znów byłam w październiku w simplu na clichu i znów nie było czerwonego M... Ale za to zakupilam winiacza dla Paulika i mnie wedle jej życzenia "co byśmy wypiły u mnie na osiedlu tak jak na Sacre" :D
Ale za to gdy innego dnia, jadąc na zamki, robiliśmy ze znajomymi zakupy obok Cite Univ. u Araba, Asia - koleżanka Paulika, którą spotkałam w samolocie do Paris(!) zauważyła czerwonego Muscadora! Więc oczywiście go nabyłam zadowolona, że Marcin się ucieszy :)
Ale, ale, po powrocie postawiłam go na biurku w pokoju (mieszkałam u mojej przyjaciółki, która mieszka teraz u tej samej pani co ja kiedyś). A gdy parę dni później w pośpiechu wybiegałyśmy z domu, żeby uczcić pod Wieżą jej ur. ona zgarnęła z biurka pierwszego lepszego szampana (a obok Muscadora był jeszcze inny) i ruszyłyśmy...
Dopiero na miejscu okazało się, że to M.! :) Oczywiście bardzo jej smakował:) A ja tuż przed odlotem biegłam tym razem do Monoprixa, by odkupić Marcinowy prezent:)
Ot, taki mały czerwony...Muscador, a tyle z nim przygód! :)
G.
Prześlij komentarz