WSTĘP
Tym razem duuużo zdjęć – bo już dawno nic nie było, i pewnie na jakiś czas będzie przerwa, bo wybywam poza cywilizację... No więc – Buczkowice part II.
W dużym skrócie, urodziny Pauliny, na których niektórzy „walili wódą”, choć i tak innych „chuj to obchodziło” :P
DAY 1
Sporo fot było takich w biegu – główna postać nie umiała usiedzieć w miejscu i pędziła jak struś pędziwiatr :)
Pojawił się i kolega Czesław, zwany przez niektórych pieszczotliwie Czesiem :)
NIe wiem, czy to Czesława, czy to mnie (bo pojawiliśmy się niemal równocześnie) – ale witano w drzwiach dobre 10 minut :)
W każdym razie – Czesiek miał niezłe branie – co chwila był tulony i obmacywany... :P
Tort był – że sobie pozwolę się wyrazić – jeden kolorowy (ten po leweje), a drugi chujowy :P
Ale co tam tort – w końcu nikt tam nie pojechał jeść...
Choć niektórzy – tylko pogadać i popatrzyć na innych – a nawet samemu zapozować
I jak nie przyjechali jeść – to i na sam widok jedzenia krzywiła im się mina :)
Zresztą – z dołu impreza wyglądała na całkiem ludną...
– ale już z góry to nie było dramatu...
Na imprezie pojawił się też paparazzi, który istotnie naruszał prywatność czterech liter co poniektórych osób :)
Były też tańce – choć te (osoby), które nie miały powodzenia, musiały się zadowolić 8latkami :P (choć nie wiem czemu ten 8latek ma lewą rękę tam, gdzie ma!!!)
Z drugiej strony – kto nie ma szczęścia w tańcu, ten ma szczęście w masażu – co i ewidentnie pokazała mina „rozkoszy skondensowanej”
Poza masażem można się też było tarzać po kanapach :P
Były tańce, były hulanki – był też i śpiew – i to nie byle jaki...
A po śpiewie – chwila na reklamę :D
I tak minął DAY 1
DAY 2
Było sprzątanie
Było gotowanie
Były też bardziej intelektualne rozrywki
Choć przy tym gotowaniu, to każdy – choć niewyraźny – prężył się jak najbardziej, byleby tylko „mięso sosem zalać” (taka mała dwuznaczność się wkradła :P)
A jak już to mięso było kruche jak szarlotka :D – zrobiło się siwo od dymu...
Na szczęście na potrzeby zdjęć nie było już tragedii – i trochę rozdmuchaliśmy, żeby potem mężnie wyprężyć torsy :P
Przy stole niektórzy wyginali się w takie pozy, jakby balasa robili...
No i tyle – i kalambury – na szczęście w atmosferze przy kominku
Każdy przeszedł samego siebie... albo pozą
Albo oczkami :P
Albo profesjonalnym pokazywaniem lachociąga (choć to nie bardzo męskie hasło:P)
Albo w końcu pozując jak dżolero z koszulą rozpiętą do połowy klaty
Choć i mi przytrafiło się wyglądać na całkiem zaangażowanego i emocjonalnego
Że już nie wspomnę, na co pokazywałem przy okazji hasła „Chuje-Muje, Dzikie Węże...”
DAY 3
spanko
Śniadanko,
Sprzątanko
Niewyspanko
I finito!
4 komentarze:
Jakbym tam była, chociaż mnie nie było...
Bardzo fajnie. Film Gosiny też obejrzałam i wielkie 'respect' za to, iż wspomniała, że to JA wynalazłam "skutki uboczne" oglądania Włatcuf Móch
Barabuch!
Z.
I wielki respectah dla samej Cie, Z., za zlote mysli wlatcowe:)
Barabuchowo,
P.
Zuzu, nie lubię przypisywać sobie czyichś zasług, toteż i tym razem nie mogło być inaczej! :)
Cieszę się, że filmik choć trochę oddał Ci panującą atmo w Buczkowicach, ale szkoda, że Cię z nami nie było w realu!
Ale specjalnie pod Ciebie moje uro wyprawiam w piątek, nie w sobotę, więc wierzę, że tym razem Cię nie zabraknie!
Allelujka!
G.
W pytkę Zbysia! Gosiu! Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak niezwykle jestem ważna i opiniotwórcza w TYM towarzystwie... Żeby urządzać 25. Uro w dopasowaniu do moich "napiętości"...Dziękuję.
Z.
Prześlij komentarz